31 sty 2013

Podsumowanie miesiąca i Versatile Blogger Award

Dzisiejsza notka będzie składała się z dwóch części - w tej zamieszczę podsumowanie miesiąca, który dziś nam się kończy, a w drugiej pochwalę się swoją nominacją do Versatile Blogger Award. :)

Podsumowanie

Liczba przeczytanych książek: 9 (Studnia bez dnia, Ekologiczna zemsta, Kod Leonarda da Vinci, Kot w stanie czystym, I wciąż ją kocham, Obiecaj mi, Balladyna, Jeżynowa zima, Ja, diablica)
Liczba książek zrecenzowanych:8
- ,,Obiecaj mi'' - książka jest już zrecenzowana, ale tekst opublikuję dopiero w poniedziałek
Liczba przeczytanych stron: 2273, co daje 73 strony na dzień
Liczba obserwatorów wynosi: 78, doszło 9
Liczba odsłon bloga: 11875, w tym miesiącu było 1430
Liczba pozostawionych przez nas komentarzy wynosi: 532

Ten miesiąc zaliczam do jak najbardziej udanych. Mimo ogromu nauki, związanego z końcem semestru, udało mi się przeczytać sporo książek, które na pewno zostaną w mojej pamięci.
I tradycyjnie już, dziękuję wszystkim Czytelnikom mojego bloga, którzy komentując, pokazują mi, że nie piszę sama dla siebie, a moja praca nie idzie na marne. 
Dziękuję :)

*****
Teraz przyszedł czas na drugą część notki. 
Versatile Blogger Award to jedna z wielu blogowych zabaw, które panują na naszych stronach. 
Nominowana zostałam przez GLAMisPINK z bloga Waniliowe Czytadła. Dziękuję! :*


Każdy nominowany blogger powinien:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

 

 

A zatem:

1. W mojej wyobraźni każdy dzień tygodnia, miesiąc czy pora roku mają swój kolor. 

2. Nie lubię czytać na świeżym powietrzu lub w nieswoim mieszkaniu. W obu przypadkach nie mogę się skupić, ciągle coś odwraca moją uwagę.

3. Mam manię malowania ust błyszczykiem. Mogłabym to robić o minutę, gdybym się nie powstrzymywała. Uwielbiam błyszczyki kupować. 

4. Kiedy siedzę przy komputerze muszę mieć zajętą czymś lewą rękę. Jestem praworęczna, więc ta ręka zawsze ma coś do roboty, a drugą zazwyczaj kręcę telefonem, bawię się błyszczykiem, który zawsze mam pod ręką itd.

5. Mam niską samoocenę. Często wydaje mi się, że inni mają lepsze rzeczy, jakiś ciuch leży na kimś lepiej, mój blog jest gorszy od innych itd. Nigdy nie przychodzi mi na myśl, że mnie ktoś może czegoś zazdrościć.

 Wszystko co przyszło mi na myśl. Nie wiem co jeszcze mogłabym Wam o sobie powiedzieć :)

Do zabawy nie nominuję już nikogo, bo wszyscy brali już udział w tej zabawie, a jeśli jest ktoś, kogo Versatile Blogger Avar ominęło, niech czuje się zaproszony i przeprowadzi coś takiego u siebie.

Dziękuję za uwagę. Pozdrawiam! :)


 

 

28 sty 2013

Ja, diablica - Katarzyna Berenika Miszczuk

Tytuł: Ja, diablica
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 413
Ocena: 6/6
Po śmierci trafiamy ponoć do Nieba albo do Piekła. Jak wyobrażamy sobie te miejsca? Niebo ma być dla nas Rajem, w którym będziemy wieść wiecznie dostatnie życie. Nie ma tam miejsca na smutek, biedę, wojny i zło. Do Nieba trafią tylko ludzie dobrzy za życia, do Piekła zaś Ci, którym do dobrego życia na Ziemi było daleko. W Piekle są potępieńcy. Ludzie źli i niedobrzy dla innych. W Piekle czeka na nich kara i wieczne potępienie. Będą cierpieć i żałować za grzechy popełnione w czasie swojego żywota.
Ale czy tak jest naprawdę? Co powiecie na inną alternatywę tych miejsc?
Niebo jest nudne. Wiecznie odśpiewywane chorały nie dostarczają jego mieszkańcom żadnej rozrywki. Za to w Piekle wieczorne balangi w klubach przyciągają wielu imprezowiczów.
Które z tych miejsc byście wybrali, gdyby ktoś zapytał Was o zdanie?

Gdy dwudziestoletnia Wiktoria zostaje zamordowana, zaczyna nowe życie. Dosłownie. Trafia do piekielnego Los Diablos, gdzie dostaje intratną posadę diablicy. Jej zadaniem jest targowanie się o dusze zmarłych, czyli potencjalnych nowych obywateli Piekła. Jednak Wiktoria nie potrafi pogodzić się ze swoją przedwczesną śmiercią, dlatego ciągle wraca na ziemię. Postanawia też zawalczyć o miłość swojego życia i... wybrać między przystojnym diabłem Belethem a śmiertelnikiem Piotrem. Ja, diablica to wybuchowa mieszanka dwóch rzeczywistości - ziemskiej i piekielnej; to również korowód barwnych postaci, takich jak neurotyczna Śmierć, narcystyczna Kleopatra (tak, TA Kleopatra) czy diaboliczny Azazel, którego plan przewiduje zdobycie władzy nad całym światem piekielno-niebiańskim.

Nie wiem czego spodziewałam się po tej książce. Tak naprawdę to czytając jej pierwsze recenzje nie miałam ochoty po nią sięgać. Jednak została wypożyczona z biblioteki, a ja zachęcana przez moją Mamę, która przeczytała ją jako pierwsza, również sięgnęłam po tę pozycję. Przeczytałam kilka stron... i wpadłam. Świat wykreowany przez Katarzynę Miszczuk pochłonął mnie całkowicie. Dawno nie przeżywałam tak żadnej książki. Uczucia, które targały główną bohaterką Wiktorią, buzowały również we mnie - no, może poza miłością do Piotrusia. Serio, co ona w nim widziała? 
Wracając. Ja, diablica to było dla mnie niesamowite zaskoczenie. Początkowo myślałam, że to będzie coś bardziej fantastycznego. Tak naprawdę, obawiałam się, że to kolejny paranormal romance jakich teraz pełno dokoła. Nie myślałam jednak, że autorka tak dobrze połączy świat paranormalny z naszym ziemskim. Wyszło jej to wprost mistrzowsko. Jeszcze żadna tego typu książka nie wciągnęła mnie tak jak ta i żadną pozycją podobną tematycznie do tej, tak się nie zachwycałam.

Mamy tu mieszankę barwnych postaci. Główna bohaterka Wiktoria, staje się Diablicą po brutalnym morderstwie, którego na niej dokonano. W Piekle poznaje Beletha, przystojnego Diabła, który zafascynowany jej osobą, stara się o jej względy. W pakiecie z niesamowicie przystojnym Diabłem, będącym od teraz opiekunem nowej obywatelki Los Diablos, poznaje również Azazela. Sprytny i przebiegły, intrygant i nawet egoista, staje się bliską Wiktorii osobą, o którą będzie gotowa walczyć równie zaciekle, co o Piotrusia.
Piotrek to ziemska miłość Diablicy Wiktorii, wydaje się on jednak nie odwzajemniać jej uczucia. Mimo iż główna bohaterka przedstawia nam go w samych superlatywach - zdarza się jej czasem powiedzieć o nim coś negatywnego, lecz czyni to bardzo rzadko -  ja widzę w nim ciepłe kluchy. Niby przystojny, ale w mojej wyobraźni z seksownym przedstawicielem piekieł nie miał najmniejszych szans.
Jest jeszcze Kleopatra. Tak, ta Kleopatra, starożytna królowa Egiptu, bla, bla, bla. Próżna, ale wierna przyjaźni - czego nie można powiedzieć o miłości - sprytna i przebiegła, lecz potraf istanąć za Wiktorią murem i pomóc jej w zemście. Prawdziwa przyjaciółka, której nasza Diablica będzie potrzebowała.
Przyjaźń ta jest... oryginalna. Ich relacje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wiktoria będzie miała powody do złości na całą trójkę, ale ma świadomość, że może na nich polegać. Wzajemne zaufanie będzie im niezwykle potrzebne w kulminacyjnym punkcie książki, który będzie zaskakujący i bardzo emocjonujący. 

Ja, diablica to książka napisana w świetnym stylu. Prostota języka, jaką posługuje się autorka, jest zrozumiała dla każdego. To robi tę pozycję tak łatwą w odbiorze i na czasie. Z humorem, którego Katarzyna Miszczuk nie oszczędza, spotykamy się prawie na każdej stronie książki. Kilka razy w trakcie książki zdarzyło mi się głośno wybuchnąć śmiechem, a domownicy zachodzili w głowę, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku.
Dla mnie minusem jest zakończenie. Liczyłam na zupełnie inny rozwój wypadków, ale ostatnie zdania kończące lekturę są zapowiedzią na lepszy początek kolejnej części. Mam wielką nadzieję, że wszystko potoczy się po mojej myśli.
Bardzo gorąco zachęcam Was do przeczytania tej książki. Możecie liczyć na humor i akcję, tych dwóch rzeczy w tej książce nie zabraknie. Barwne postaci i ciekawa fabuła zdobyły moje serce i z niecierpliwością czekam na dwie kolejne części. 

Ja, diablica
Ja, anielica
Ja, potępiona 


Książka dostępna w księgarni Gandalf
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

26 sty 2013

Kot w stanie czystym - Terry Pratchett, Gray Jolliffe

Tytuł: Kot w stanie czystym
Autor: Terry Pratchett,
 Gray Jollifee
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 115
Ocena: 4/6
Koty to niezwykłe istoty. To indywidualiści. Nie da się im narzucić swojej woli. Zawsze wybiorą swoją własną ścieżkę, nie patrząc na to czy podoba się to ich właścicielowi.
Jednak mają one również swoją drugą naturę. Te czworonożne, puchate kulki są strasznie milusińskie. Lubię się łasić - zwłaszcza wtedy, kiedy przygotowuje się właśnie coś do jedzenia. Przyjemnie mruczą - zazwyczaj w środku nocy, gdy zgłodnieją, a właściciel smacznie sobie śpi.
 Czasem lekko zadrapią, myląc Twoją rękę z zabawką na baterie, ale tak naprawdę to niewielka jest cena za taki kłębek puchatej miłości. Wystarczy dać jeść, pić i otoczyć kota właściwą opieką, a on na pewno się Wam odwdzięczy.
Jakie są Prawdziwe Koty? Czym różnią się koty niePrawdziwe od tych Prawdziwych?
Czy Prawdziwy Kot wystąpiłby w reklamie puszki kociej karmy?

Prawdziwy Kot...
Prawdziwe kory nigdy nie jedzą
z miseczek (a przynajmniej nie z takich,
które są oznaczone DLA KOTA).
Prawdziwe koty nigdy nie noszą obroży przeciw pchłom...
ani nie pojawiają się na kartkach urodzinowych...
anie nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.
Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło.
I wszystko inne, co zostanie na stole. Potrafię usłyszeć
otwierające się drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej.
Prawdziwe koty nie potrzebują imion.
Ale często są imionami nazywane.
,,Aarghwynochastądtydraniu'' świetnie się do tego nadaje.

W książce Kot w stanie czystym autorzy przedstawiają nam kota z prawdziwego zdarzenia.  Jego kocią naturę, jaką jest strach przed weterynarzem i dar słuchu absolutnego, którym wykazują się zazwyczaj wtedy, kiedy przygotowuje się coś do jedzenia. Taki kot nie napije się wody z przeznaczonej do tego miseczki, a usiądzie pod kranem i będzie czekał, aż zleci zbawcza kropla niesamowicie orzeźwiającej kranówki, bo przecież woda w misce służy do moczenia łap i rozchlapywania jej wszędzie wokół.
Kot nie da się nabrać na rozkruszoną tabletkę wymieszaną z kocim jedzeniem, choćby tym najdroższym, które jeszcze wczoraj tak bardzo mu smakowało. Nie, nie. On jest na takie sztuczki za sprytny. Choćby miał głodować, to jedzenia, w którym tabletka rozkruszona jest ma miliard ziarenek nie tknie.
To są Prawdziwe Koty. Prawdziwymi kotami nie nazwiemy takich, które reklamują kocią karmę czy inne tego typu rzeczy. Nie są to koty rodowodowe, a takie, które same wybierają sobie właściciela, bezczelnie miaucząc o coś do jedzenia pod jego oknem.
Może jakaś cząstka dawnego instynktu w nich została, ale nie uwidacznia się na tyle, by taki kot był Kotem Prawdziwym.

 Byłam ciekawa tej książki, po pierwszej recenzji, jaką o niej przeczytałam. Zainteresował mnie opis z tyłu okładki i miałam nadzieję na zabawne przedstawienie kocich nawyków i upodobań, które autorzy opisali w książce. Koty w stanie czystym były już w drodze, a ja spotkałam się z dość niskimi ocenami tej pozycji. I wtedy naszły mnie pewne wątpliwości, lecz wciąż chwytałam się nadziei, jaką napawała mnie pierwsza przeczytana recenzja.
Niestety, muszę przyznać, że na tej lekturze się zawiodłam. Zabawnie było... momentami.
Można powiedzieć, że chwilami nie rozumiałam co autorzy chcieli przekazać. Niektóre zdania był tak pogmatwane, że trudno było pojąć ich sens. Były za bardzo rozbudowane, także na końcu takiego zdania nie pamiętałam o co chodziło w jego początku. I to jest chyba największy minus tej pozycji, pomijając to, że wcale nie było tak zabawnie jak wydaje się, kiedy czytamy opis.
Czytałam o innych pozycjach, które wyszły spod pióra Terry'ego Pratchetta i wywnioskowałam, że stać go na więcej niż to, co pokazał w tej książce. Dlatego chcę dać temu autorowi jeszcze jedną szansę, czytając w przyszłości jego inne pozycje, które - mam nadzieję - będą zabawniejsze niż ta.

Całość przypomina książkę dla dzieci, jednak wcale taka nie jest. W środku znajdziemy ilustracje, którymi są opatrzone poszczególne działy.
Autorom trzeba przyznać, że napisali książkę z humorem, ale nie powalającym na kolana. Czasem zdarzało mi się uśmiechnąć, kiedy wyobrażałam sobie poszczególne scenki, ale spodziewałam się czegoś więcej.
Czy polecam? Nie jestem w stanie powiedzieć komu i czy w ogóle tę książkę mogę polecić. Zastanówcie się sami. Nie chcę polecić Wam złej książki ani odwieść od niej, jeśli niektórym się podoba.

 Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości księgarni Gandalf

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

25 sty 2013

Stosisko, czyli książki na ferie i nie tylko :)

Wielkimi krokami zbliżają się ferie, które ja zaczynam od 11 lutego, bo jestem ze Śląska. Trzeba więc powoli robić książkowe zapasy.
Można powiedzieć, że wzięłam sobie to dość poważnie do serca, bo na brak lektur w najbliższym czasie nie będę mogła narzekać.
Przejdźmy zatem do sedna:

Stosik prywatny
To są książki z mojej prywatnej biblioteczki.
Od góry:
Obiecaj mi - Richard Paul Evans; wygrana w konkursie u Książkowej
Kot w stanie czystym - Terry Pratechett, Gray Jolliffe; zakup własny, księgarnia Gandalf
Niebo jest wszędzie - Jandy Nelson; wygrana u Książkowej
Siódmy papirus - Wilbur Smith; w bibliotece jest stolik, na którym leżą pozycję do wzięcia - tak też zrobiłam ;)
Kolekcjoner - Alex Kava; wygrana u Książkowej
Wyznania gejszy - Arthur Golden; podobnie jak Siódmy papirus
Sędzia w matni - Nancy Taylor Rosenberg; j.w
Alchemik - C. J. Sansom; książka kupiona na promocji w Biedronce ;)
Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa - sir Arthur Conan Doyle; zdecydowana gwiazda wieczoru! Książkę znalazłam pod choinką. :)

Stosik biblioteczny
Od góry:
Wiedźma - J.A. Krentz
Spadek - J. A. Krentz
Dziwne losy Jane Eyre - Charlotte Brontë; książka, która intryguje mnie już od dawna ;)
Wichrowe wzgórza - Emily Jane Brontë; j.w.
Ja, diablica - Katarzyna Berenika Miszczuk; książkę już przeczytałam i muszę przyznać, że bardzo mi się podobała ;)
Profesor - Charlotte Brontë; bardzo chciałam poznać książki sióstr Brontë, dlatego wypożyczyłam ich aż trzy :)
Intruz - Stephanie Meyer; czysta ciekawość :)

Tak prezentuje się całość :)
A to prawdziwa perełka w moich książkowych zbiorach :)
Jak widać na załączonych wyżej zdjęciach, przez najbliższy czas nie będę się nudzić, jeśli chodzi o czytane książki. Jest różnorodnie :)
Raczej nie ma w tym stosiku niespodziewanych pozycji, bo wszystkie te książki chciałam już od dawna przeczytać (no, może jakieś 2-3 to improwizacja).
Zatem wchodźcie na bloga i obserwujcie fanpage, bo będzie dużo ciekawych recenzji..
Zapraszam! :)

22 sty 2013

Jeżynowa zima - Sarah Jio

Tytuł: Jeżynowa zima
Autor: Sarah Jio
Wydawnictwo: Społeczny Instytut
Wydawniczy Znak
Ilość stron: 344
Ocena: 5.5/6
Ciepła książka, która posiada swoisty klimat i potrafi czytelnika wciągnąć tak bardzo, że zapomina o całym świecie i nie odłoży lektury dopóty, dopóki nie przeczyta jej od deski do deski.
Zapewne każdy z Was wyobraził sobie teraz inną książkę, prawda? Taką, która idealnie pasuje do przedstawionego wyżej opisu. Dla mnie taką pozycją jest Jeżynowa zima, na temat której opinią, chciałabym się teraz podzielić z osobami, które dotychczas po nią nie sięgnęły.

Kiedy niespodziewany nawrót zimy paraliżuje miasto, Claire ma wrażenie, że pogoda doskonale odzwierciedla chłód panujący w jej sercu. Przeżyła tragiczny wypadek, po którym nie może się podnieść. Dopiero dziennikarskie śledztwo w sprawie zaginionego przed laty chłopca pozwala jej zapomnieć o własnym nieszczęściu.

W miarę jak kolejne tropy odkrywają przed nią historię uprowadzonego chłopczyka i poszukującej do pełnej nadziei matki, Claire powoli uczy się żyć na nowo. A to jeszcze nie wszystko: ślad zaginionego Daniela zaczynają w zagadkowy sposób splatać się z losami jej własnej rodziny...

Książka opowiada historię dwóch kobiet - Very Ray i Claire. Poznajemy zdarzenia, które miały miejsce w roku 1933 i osiemdziesiąt lat później. Dwie historie, które łączy tak wiele... Dwie bohaterki, które są do siebie tak niesamowicie podobne... Dwa wieki, dwie obce sobie kobiety, które łączy jedna wspólna strata...
Vera straciła synka Daniela. Wyszła wieczorem do pracy, a kiedy wróciła, jego już nie było. Nie może liczyć na pomoc policji, oni sądzą, że dziecko uciekło i samo wróci. Trzylatek, który wyszedł w piżamie z domu w sam środek zimy, ma sam wrócić z powrotem? Oczywiście, pytanie retoryczne. Matka jest pewna, że chłopiec został porwany, ale dlaczego, po co i przez kogo? Tego nie wie nikt.
Zrozpaczona Vera postanawia szukać go na własną rękę, chwytając się każdej szansy natrafienia na ślad Daniela. W ostateczności jest zmuszona poprosić o pomoc ojca chłopczyka. Mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, który dał jej największy w świecie skarb. Mężczyznę, którym już nigdy nie stworzy rodziny...

Claire nie może pozbierać się po wypadku, do którego doszło rok temu. Każde wspomnienie tamtego dnia boli tak samo mocno, jak gdyby miał on miejsce przed kilkoma sekundami.
Pogoda za oknem również nie sprzyja jej nastrojowi. Niespodziewany nawrót zimy, w maju! Zupełnie jak przed osiemdziesięcioma laty...
Młoda dziennikarka dostaje polecenie napisania artykułu o niespodziewanym ataku mrozu. Jednak za taką błahą sprawą, kryje się o wiele tragiczniejsza historia, który pozwoli Claire odbudować swoje życie.
Okazuje się, że osiemdziesiąt lat przedtem, w 1933 roku miał miejsce taki sam atak zimy jak wówczas. Podczas trwania tej pogodowej anomalii ginie chłopczyk. Trzyletni Daniel Ray.
Bohaterka z całych sił stara się rozwikłać tajemnicą zaginięcia dziecka, którego stratę odczuwa jak stratę własnego. Nie wie czy chłopiec nadal żyje. Nie ma żadnego punktu zaczepienia, na którym mogłaby oprzeć swoją historię. W końcu trafia na trop. Jednak w jej artykule jest coraz więcej niewiadomych, ciągle czegoś brakuje. Co stało się z małym Danielem? Gdzie jest jego ojciec? Kim on w ogóle był?

Powiem, że Jeżynowa zima wciągnęła mnie od pierwszych stron. Mimo że wcześniej nie wydawała mi się zbyt interesującą książka, co wywnioskowałam z opisu z tyłu okładki. Jednak bardzo się myliłam.
Świetnie poprowadzona akcja, która momentami trzyma w napięciu i intryguje. Coraz szybciej chcemy przewracać kolejne strony, żeby tylko dowiedzieć się jak potoczyły się losy Very i Claire. Są to bowiem dwie odrębne historie, które na końcu książki łączą się w całość.
I chciałabym tutaj wspomnieć o jednym, maluteńkim minusie tej książki, jakim jest lekka przewidywalność. Były momenty, w których sama dodawałam dwa do dwóch i zarysowywała mi się akcja, która miała miejsce na następnych stronach. Jednak obstaję przy zdaniu, że książka również ma momenty, które trzymają nas w napięciu.

Jeżynowa zima jest podzielona na rozdziały. Na zmianę naszymi narratorkami są Claire i Vera, które opowiadają o wydarzeniach mających miejsce w ich życiu.
Vera opowiada nam o stracie dziecka, a Claire o swoim artykule, ale i o życiu codziennym. O życiu po wypadku, a raczej o tym, co z niego zostało.

Książkę polecam szczególnie paniom, bo to chyba dla nich najodpowiedniejsza lektura. O stracie, o małżeństwie, o rodzinie.
Historie, które chwytają nas za serce i zasługują na uwagę. :)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości księgarni Gandalf
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

16 sty 2013

Kod Leonarda da Vinci - Dan Brown

Tytuł: Kod Leonarda da Vinci
Autor: Dan Brown
Wydawnictwo: Albatros, Sonia Draga
Ilość stron: 560
Ocena: 5,5
Od zawsze intrygowała mnie ta tajemnicza aura, która snuje się wokół osoby Leonarda da Vinci i jego dzieł sztuki.
Moja ciekawość spotęgowała się, kiedy obejrzałam fragment filmu Kod Leonarda da Vinci, a od tamtej pory miałam nieodpartą chęć sięgnięcia po książkę o tym samym tytule. Kiedy więc przyszła pora na przeczytanie tej książki byłam niezmiernie podekscytowana i ciekawa. Co kryje tajemniczy tytuł i taki sam uśmiech Mona Lizy?

Niezwykły kod ukryty w dziełach Leonarda da Vinci... Sekret uśmiechu Mona Lizy... Dramatyczny wyścig z czasem prowadzący bohatera książki, wykładowcę na Harvardzie i znawcę symboli Roberta Langdona, przez kościoły i zamki Europy - tropem tajemnych stowarzyszeń i sekretów, których ujawnienie może odmienić losy świata. Z ręki zabójcy ginie kustosz Luwru Jacques Saunière. Wezwany przez policję francuską Langdon odkrywa na miejscu zbrodni szereg zakonspirowanych śladów, które mogą pomóc w ustaleniu mordercy, ale też stanowią klucz do jeszcze większej zagadki - niezwykłej tajemnicy sięgającej korzeniami początków chrześcijaństwa. Zamordowany był członkiem Zakonu Syjonu, powstałego w 1099 roku tajnego stowarzyszenia strzegącego miejsca ukrycia bezcennej, zaginionej przed wiekami relikwii Kościoła - Świętego Graala. Langdon musi rozwikłać pozostawioną przez niego łamigłówkę, której kluczowe elementy kryją się w najsławniejszych obrazach mistrza Renesansu Leonarda da Vinci - Mona Lizie i Ostatniej Wieczerzy. Ścigany przez policję i bezlitosnego zabójcę, za jedynego sojusznika ma piękną Sophie Neveu, wnuczkę Saunière'a, specjalistkę od kodów i szyfrów.

Książka, która została okrzyknięta bestsellerem. Szybko wspięła się na szczyty list i dość długo z nich nie schodziła. Co zachęciło czytelników do sięgnięcia po tę książkę? Możliwe, że anty-reklama, jaką tej pozycji sprawił Kościół. Książka kontrowersyjna, porusza tematy Biblii, Świętego Graala, Chrystusa. Brednie? Wymysły? Możliwe, nie mnie to oceniać, gdyż mało się na tym znam, ale przyznać muszę, iż nawet, jeśli jest to fikcja literacka autora, to za taką fikcję należą mu się brawa.
Dan Brown stworzył książkę niesamowicie wciągającą, która przyciąga uwagę czytelnika od pierwszych stron. Elementy kryminału i sensacji zapewnią nam świetną lekturę, przy której nie będziemy się nudzić.
W Kodzie nie skupiamy się na bohaterach, a na wydarzeniach w jakich biorą oni udział i na tajemnicy, której Kościół nie chce ujawnić.

Jednak jeśli wspomniałam już o bohaterach, to chciałabym powiedzieć, iż nie podobało mi się sposób w jaki Dan Brown potraktował swoją główną bohaterkę Sophie Neveu. Z kobiety bystrej mądrej i inteligentnej, w pewnym momencie książki, autor zrobił bezbronną i głupiutką dziewczynkę, której wszystko trzeba tłumaczyć krok po kroku i uważać, żeby nie zgubiła się ona w wielkim świecie.
Cóż, było to trochę nie fair, ale nie będę wygłaszać tutaj feministycznych pogadanek.

Dan Brown przedstawił w książce ciekawe "fakty" historyczne, które to właśnie wzbudziły kontrowersje. Dlaczego "fakty" a nie fakty? Zdania są podzielone i wiadomo, że ile ludzi, tyle opinii. Zagorzali chrześcijanie i sam Kościół będą bronili swojej wiary i nie pozwolą jej krytykować. A nie daj Boże, żeby ktoś wyznał kompromitującą prawdę na temat historii tejże wiary i zaczął podważać jej fundamenty! Nie chciałabym być w skórze tej osoby. Jednak Dan Brown podjął próbę "walki" z Kościołem. Czy argumenty, których użył i wydarzenia przedstawione w jego książce są prawdziwe? Na te pytania mogą odpowiedzieć jedynie historycy i ludzie w tym kierunku wykształceni. Nie mam wiedzy, aby rzetelność tych wiadomości potwierdzać. Wiem natomiast jedno, właśnie dzięki takiemu pomysłowi na książkę, autor zdobył rzeszę czytelników na całym świecie.

Również dzięki wielu ciekawym wątkom Kod Leonarda da Vinci jest tak popularny.
Nieludzkie praktyki stowarzyszenia Opus Dei na pewno nie jednego z nas przerażają, ale dla jego członków są one normalne i naturalne, jeśli głęboko wierzy się w Boga.
Tajemnica Zakonu Syjonu i jego seneszali. Leonardo da Vinci, Isaac Newton, Jacques Saunière. Co ich wszystkich ze sobą łączyło?
Na pierwszy rzut oka, wszystkie te wydarzenia nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopiero w zakończeniu książki wszystko się wyjaśnia i wprawia nas w osłupienie.
Właśnie taka tajemniczość wzbudza w nas nieodpartą chęć przewracania kolejnych stronic i poznawania dalszych części fabuły.

To właśnie kontrowersje i tak różniące się od siebie zdania na temat tej książki, zachęciły mnie do jej przeczytania. Prawda czy fikcja, książka naprawdę warta przeczytania. Na pewno po inne książki Browna sięgnę, a tę szczerze Wam polecam. Tak samo ludziom, którzy w Boga wierzą głęboko jak i tym, którzy co do Jego istnienia nie są całkowicie przekonani. Lektura dobra dla każdego!
Uprzedzam, że niektórym może ona nieco namieszać w głowie. Dlatego warto mieć swoje zdanie.

Taka mała ciekawostka, na którą natknęłam się, przeszukując Internet. Prawda czy fikcja?

Książka dostępna w księgarni Gandalf


Książka zrecenzowana w ramach wyzwania Z listą BBC
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

13 sty 2013

I wciąż ją kocham - Nicholas Sparks

Tytuł: I wciąż ją kocham
Autor: Nicholas Sparks
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 350
Ocena: 5/6
 Nie jestem wielbicielką romansów, jednak uległam koleżankom, które wychwalały tę książkę pod niebiosa. Czemu by nie spróbować? Ostatnia piosenka Sparksa spodobała mi się, więc może i do tej książki zapałam sympatią. Spróbować zawsze warto. Czy próba się opłaciła?

John Tyree jest młodym mężczyzną, który nie wie co począć ze swoim życiem. Nie widząc innego wyjścia, zaciąga się do wojska.
Dostaje pierwszą przepustkę i postanawia wypocząć w rodzinnych stronach. Poznaje tam Savannah, która wraz z przyjaciółmi buduje domy dla ubogich rodzin.
Savannah i John zostają parą. Na początku jest prawdziwa idylla, która kończy się wraz z końcem urlopu młodego żołnierza. Zakochani obiecują sobie, że będą do siebie pisać i stale utrzymywać ze sobą kontakt. John składa obietnicę, iż po roku służby wojskowej, który mu został, wróci na stałe i znów będą razem.
Plany psuje im atak terrorystyczny na World Trade Center. John zaciąga się na kolejne dwa lata, tym samym łamiąc serce Savannah.
Czy uczucie tych dwojga przetrwa tak ciężką próbę? Czy John będzie miał do czego wracać po zakończonej służbie?

Niezaprzeczalnie Nicholas Sparks jest dobrym pisarzem. Jednak jest on trochę przewidywalny.
Streszczenie fabuły, które przedstawiłam, może Wam się wydać jak wyjęte z tandetnego romansu. Cóż, mnie też się takie wydawało, kiedy przeczytałam tekst z tyłu okładki. Ale muszę przyznać, że się myliłam. I wciąż ją kocham to nie jest tandetny romans. Ta książka ma w sobie coś więcej. Coś z skłoni każdego z nas do przystopowania i zastanowienia się nad swoim życiem.

Książka przedstawia wiele ciekawych wątków pobocznych. Na przykładek wątek, który relacjonuje nam przebieg uczuciem pomiędzy Johnem a jego ojcem, który może mieć autyzm.
Nie są to typowe relacje ojciec -  syn. To jest coś trudniejszego. Tata Johna jest cichym, nieśmiały i zamkniętym w sobie człowiekiem  ze ściśle ustalonym porządkiem dnia, ba! tygodnia! Jego pasją jest kolekcjonowanie monet. Pasją, która z czasem wydaje się zmieniać w obsesję. Jest to jednak jedyny temat rozmów, przy którym ten człowiek się otwiera i czuje się w nim swobodnie. Monety sprawiają mu radość, a boli go to, iż John tę pasję odrzuca.
Temat autyzmu jest tu bardzo często poruszany i jest on na tyle ciekawy, iż nie jest pisany językiem lekarskim, trudnym dla zwykłego, niewtajemniczonego czytelnika, a użyte jest proste i przystępne dla każdego słownictwo.

Po I wciąż ją kocham nie należy spodziewać się wartkiej akcji. To zdecydowanie nie jest taka książka. Jest to lekkie czytadło, które pozwala się zrelaksować i odpłynąć myślami.
Owszem, skłania do wielu przemyśleń, ale nie jest to książka męcząca.
O wszystkich zdarzeniach dowiadujemy się bezpośrednio od Johna, gdyż to on jest narratorem całej książki. Poznajemy go lepiej, wiemy co przeżywa, kiedy jest na misji, wiemy co czuje widząc swoją ukochaną, wiemy jakie uczucia żywi wobec swojego uczucia. Zarysowuje nam się całkiem niezły portret psychologiczny naszego głównego bohatera. Sporo się o nim dowiadujemy, przez co lepiej możemy wczuć się w jego sytuację.

Na zakończenie chciałabym Wam polecić tę książkę, jako dobrą książkę na relaksujący wieczór. Można przy niej podumać i odpocząć.
Warta uwagi pozycja.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

11 sty 2013

Kącik chwalipięty :)

Dzisiaj Wam się trochę pochwalę, bo recenzją książki N. Sparksa jest w przygotowaniu (czyt. książka przeczytana, ale nie mam chęci i weny do pisania).
Ostatnio wygrałam konkurs u Książkowej .
Moja radość była przeogromna, a byłabym zapomniała o zgłoszeniu, więc szczęście związane z wygraną było jeszcze większe.
Otóż tak, nagrodą był zestaw trzech książek: kryminał, romans i historia, którą można przeczytać dla relaksu.

W paczuszce znalazły się takie książki jak:
Niebo jest wszędzie - Jandy Nelson
Kolekcjoner - Alex Kava
Obiecaj mi - Richard Paul Evans

Wszystkie pozycje jak najbardziej trafione : )
W dodatku dostałam próbkę talentu naszej blogerki w postaci trzech zakładek jej wykonania.
Kochana, one są naprawdę świetne! Z pewnością będę ich bardzo często używała. :)
Dziękuję Ci jeszcze raz za przesyłkę i w ogóle za zorganizowanie całego konkursu, bez którego moja wygrana w ogóle nie byłaby możliwa.
Czekam na kolejny konkurs!
:)

8 sty 2013

Studnia bez dnia - Katarzyna Enerlich

Tytuł: Studnia bez dnia
Autor: Katarzyna Enerlich
Wydawnictwo: MG
Ilość stron: 245
Ocena: 6/6
Katarzyna Enerlich to nasza rodzima pisarka, która ma na swoim koncie kilka wysoko ocenianych powieści. Jest to moje pierwsze spotkanie z jej prozą, na które wybrałam właśnie Studnię bez dnia.
Piękna okładka, intrygujący opis i pozytywne recenzje jedynie wzmogły mój czytelniczy apetyt. O tym czy został on zaspokojony, napiszę właśnie w tej recenzji.

Marcelina traci męża. Traci go dwukrotnie - w ramionach innej kobiety i pod kołami tramwaju. Właśnie ta tragedia zapoczątkowuje splot niezwykłych wydarzeń, które odmienią życie wdowy. Zaczynając od przyjaźni z kochanką męża, na odkryciu trzynastowiecznej studni kończąc.
Czy Marcelina zdoła odbudować swoje życie na nowo? Jakie tajemnice skrywa studnia w pracowni Tadeusza? Tajemnicze wydarzenia mające miejsce w pracowni to tylko nic nieznaczące incydenty czy może ingerencja zjawisk nie z tego świata?

Główną bohaterką powieści jest Marcelina. Jest to kobieta, której życie nie oszczędzało. Nie ma rodziców, niedawno straciła męża. Musi opuścić swoje dotychczasowe mieszkanie z dwóch powodów, jednym z nich są wywołujące ból wspomnienia, a drugim  - koszty utrzymania. Podejmując nową pracę i wprowadzając się do nowego lokum, Marcelina nie jest świadoma wszystkich wydarzeń, które nastąpią w najbliższym czasie. Poczynając od poznania nowej sąsiadki Anny - starszej kobiety, przewodniczki i znawczyni toruńskich legend, a kończąc na odkryciu cennego zabytku o dużej wartości historycznej.
Właśnie w tym czasie zmieni się w jej życiu bardzo wiele. Nawiąże nowe przyjaźnie, odnajdzie swoje powołanie, ale zazna również strachu, bólu a nawet żalu za człowiekiem, którego prawie wcale nie znała.
W tym wszystkim będzie wspierać ją właśnie Anna, kobieta, która mogłaby być jej matką, ale jest zaledwie sąsiądką. Zaprzyjaźnią się one ze sobą i zżyją niczym matka z córką. Córką, z którą Anna utrzymuje zdawkowy kontakt, matką, którą Mercelina straciła dawno temu.
Jednak nie będzie to jedyna warta uwagi przyjaźń w historii naszej bohaterki. Pojawi się w jej życiu również Natalia Anna - kochanka jej męża. Obie kobiety będą rozpaczały po utracie bliskiej im osoby, obie odczują jego brak. Będą to okazywały jednak w inny sposób.
Relacje tych dwóch bohaterek są dość dziwne, toksyczne. Początkowa Marcelina, zadając się z Natalią Anną, próbuje sobie zadać ból, ranią ją wspomnienia rozmowy, podczas której usłyszała rozmowę kochanków (a nawet coś więcej niż rozmowę). Jednak z czasem ich stosunek do siebie się zmieni. Staną się prawdziwymi przyjaciółkami, szkoda tylko, że nie zdążą się tą znajomością nacieszyć.

Czytając Studnię bez dnia niejako zwiedzimy Toruń. Obrazowe, ale nie nużące, opisy, dzięki którym możemy się poczyć jakbyśmy tam byli. Jakbyśmy to my odkryli studnię, schodzili w jej głąb i odkrywali jej sekrety. Autorka odwaliła kawał dobrej roboty, tworząc tak znakomite opisy miejsc i sytuacji.
Ta wycieczka po Toruniu była naprawdę niesamowitym przeżyciem. Warte uwagi są również fotografie zawarte w książce, które tylko potęgują chęć bycia w tych magicznych miejsach, o których opowiada Katarzyna Enrelich.

Akcja rozwija się, kiedy Marcelina odnajduje w pracowni Tadeusza XIII wieczną studnię. Wtedy mają miejsce najważniejsze dla fabuły wydarzenia. W czasie gdy bohaterka odkrywa tajemnicę tej studni i staje się jej świadoma, również w nas wzrasta ciekawość i chęć potwierdzenia domysłów odkrywczyni.
Rówież wtedy do akcji wkracza kolega z pracy kobiety, który pragnie ją tylko bezwględnie wykorzystać i omamić.
Właśnie dzięki tak dobrze przemyślanym wątkom, czytanie tej książki staje się niesamowicie wciągające.

Co mogę jeszcze powiedzieć o tej książce? Zdecydowanie musicie ją przeczytać! Jeśli czytaliście już inne książki Katarzyny Enrelich to na tej na pewno się nie zawiedziecie. Gorąco polecam i zachęcam do wycieczek po Toruniu. :)

I pomyśleć, że wszystkim rządzi przypadek...

Książka dostępna w księgarni Gandalf 
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

6 sty 2013

Ekologiczna zemsta - Małgorzata J. Kursa

Tytuł: Ekologiczna zemsta
Autor: Małgorzata J. Kursa
Wydawnictwo: Prozami
Ilość stron: 246
Ocena: 6/6
Jak wyobrażacie sobie kobiety po sześćdziesiątce? Stereotyp jest taki, że jest to starowinka, która chodząc podpiera się na lasce, codziennie jest w kościele i nie wyściubia nosa z domu, jeśli nie ma ku temu poważnego powodu. A czy uwierzycie, że istnieją jeszcze żwawe kobiety, w kwiecie wieku? Pełne energii, wigoru, żwawe i pomysłowe niczym nastolatki. Potrafią pyskatej młodzieży odpowiedzieć ciętą ripostą i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Wiedzą co im się należy i zajadle walczą o swoje. Są rządne sprawiedliwości. Tak, takie kobiety istnieją. Istnieją w książce Ekologiczna zemsta autorstwa Małgorzaty J. Kursy.

Margines społeczny. Zakała dla ludzi praworządnych, spokojnych i ułożonych. Tacy ludzie, czasem z biedoty, czasem dla zabawy, kradną i pasożytują na innych obywatelach. Ale czy ktoś potrafi się temu otwarcie sprzeciwić? Powiedzieć takiemu prosto w twarz "Dość!"? Nie, wszyscy się takich osób boją. Na szczęście inaczej jest w przypadku Malwiny i Elizy, bohaterek naszej książki.Niezwykle żywiołowe starsze panie, postanawiają podjąć walkę z zakałą ich miasta, jaką jest złodziej kradnący w okolicy.
Jak potoczą się losy złodzieja skoro będzie miał do czynienia z takimi kobietami? Czy Eliza i Malwina skończą na jednej zemście czy będą plewić zło na szerszą skalę?

Głównych bohaterek nie da się nie lubić. Zdobyły one moją sympatię od razu. Po przeczytaniu pierwszego zdanie Malwiny i pomyślałam, że chciałabym mieć taką babcię. Niezwykle żywiołowa i inteligenta kobieta. Jej riposty są wymyślane naprędce, ale celnie trafiają w punkt. Jej przyjaciółka, Eliza, to niby taka szara myszka w porównaniu z Malwiną, ale za skórą kryje diabła. Kiedy czytało się dialogi między tymi dwiema kobietami, nie sposób było nie roześmiać się w głos. Świetne rozmowy, pełne humoru, które podniosą na duchu największego ponuraka.
Bardzo dobrze przemyślana akcja książki, która wciąga czytelnika niemal od pierwszych stron i intryguje aż do ostatniego zdania. Cały czas coś się dzieje. Aż żal przerywać lekturę.
Barwne postaci są w Ekologicznej zemście również bardzo ważne i są kolejny plusem tej pozycji.

W książce ciekawie przedstawiona jest różnica pokoleniowa. Eliza i Malwina, które zostały wychowane zupełnie na innych zasadach niż młodsze pokolenie, czyli Luka i Łukasz oraz Lala i Piotrek, mimo różnic ich dzielących, potrafią się dogadać i wspomóc drugiego w potrzebie.

Wracając jednak do naszych głównych bohaterek i ich ekologicznej zemsty, to warto wspomnieć, iż jest to dla czytelnika dawka oryginalności, której może pozazdrościć nie jeden młodziak. Eliza i Malwina były tak sprytne wymyślając jak zemścić się na złodziejaszku, że aż brak słów. Co prawda pomysł na sposób w jaki mają dokonać zemsty nie był w całości ich, ale to im należą się ukłony za samą wolę walki z marginesem społecznym. A cóż, wykonanie planu było wprost mistrzowskie. Pomyśleć, że dużo zawdzięczają nudzie...

Przy lekturze tej książki nie sposób się nudzić. Na poprawę humoru jest w sam raz!
 Po prostu nic dodać, niż ująć. Szkoda tylko, że Ekologiczna zemsta jest tak krótka, bo chętnie poczytałabym jeszcze o przygodach Elizy i Malwiny. Zdecydowanie tak, jeśli chodzi o tę autorkę, na pewno nie poprzestanę na tej jednej książce. :)

Książka dostępna w księgarni Gandalf


Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu

1 sty 2013

Blogostan - Joanna Opiat-Bojarska

Tytuł: Blogostan
Autor: Joanna Opiat-Bojarska
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 307
Ocena: 5/6
Teraz każdy może założyć swojego bloga. Łatwe, darmowe i szybkie zarejestrowanie swojego miejsca w sieci.
Początkowo były to głównie pamiętniki/dzienniki, w których autor mógł uzewnętrznić swoje uczucia, podzielić się z Czytelnikiem swoimi problemami i poprosić o wsparcie. Jednak z czasem, blogi zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu w postaci blogów recenzenckich, kulinarnych, traktujących o modzie i o makijażu. Niestety, wszystko ma swoje złe strony. Od blogowania również można się uzależnić. A do czego takie uzależnienie prowadzi? Tego właśnie dowiecie się z książki Blogostan Joanny Opiat-Bojarskiej.

Sylwia to młoda kobieta, która zaczyna swoją karierę w handlu nieruchomościami. Ma chłopaka, w którym jest ślepo zakochana i matkę szukającą nowej miłości.
Świat dziewczyny wywraca się do góry nogami, po jej pierwszym zerwaniu z chłopakiem, po odniesionym sukcesie w pracy, po założeniu bloga. Zajęcie, które powinna traktować jako hobby, niebezpiecznie odmieniło jej życie. Antidotum na kłopoty powoli staje się trucizną...

Spodziewałam się lekkiej i przyjemnej lektury, która umili mi chłodne wieczory i przeniesie w świat wyobraźni. Na początku książka taka jest. Dziewczyna z dobrą pracą, z Mężczyzną Swojego Życia, która pragnie podzielić się swoim szczęściem z Czytelnikami blogów. Nie spodziewałam się jednak gorzkiej historii o kobiecie uzależnionej, której życie wymyka się z rąk.
Sylwia jest strasznie naiwną dziewczyną - nie polubiłam jej. Ślepo zapatrzona w swojego chłopaka Patryka, który pomiata nią na każdym kroku. Założę się, że większość czytających to dziewczyn czy już dorosłych kobiet, odesłałaby takiego z kwitkiem, ale Sylwia jest inna. Wierzy, że to ona jest winna, ta najgorsza. Chłopak wcale nie wyprowadza jej z błędu,  a uczucie to jeszcze głębiej w niej zakorzenia. Nawet po drugim, trzecim rozstaniu, bohaterka nadal wierzy w idylle ich związku. Nie pomaga nawet słowo Patryka, w który wyraźnie daje jej do zrozumienia, iż zależy mu tylko i wyłącznie na seksie z nią.
Dziewczynie, która jest święcie przekonana, że żyje jak w bajce, nagle runął cały świat. Tragednia, z której Sylwia już nie zdoła się pozbierać.
Na blogu opisuje wszystkie aspekty swojego życia. Pisze o zakochanej matce, o nie znanym jej ojcu, o odnalezionym bracie, o kłopotach w związku. Dostaje odzew. Jej strona kilkakrotnie zostaje polecona na głównej stronie portalu. Ma wielu czytelników - tych stałych, którzy zdążyli się do niej przywiązać, jak i tych, którzy wpadają do niej na jednorazową wizytę. Każdy odwiedzający jest dla niej ważny, każda zmiana cyferki w liczniku odwiedzin jej bloga, każdy komentarz zostawiony pod postem - to wszystko powoduje u niej szczęście, ale tylko pozorne. W chwili jej największej tragedii publikuje notkę.Oczekuje wsparcia, zrozumienia, pocieszenia. Nie daje tylko czasu. Czeka chwilę, jednak nie widząc, żadnych komentarzy postanawia to zakończyć. Jak? Czy postanawia skończyć z nałogiem w jaki popadła i na nowo odbudować swoje życie? Dowiedzieć się tego możecie, czytając książkę Blogostan.

Dodatkową rzeczą - oprócz intrygującego opisu i pozytywnych recenzji -  która przykuła moją uwagę w tej książce, jest okładka.
Młoda kobieta w lekkiej, zwiewnej sukience, siedząca na łóżku z laptopem przy boku. Jasna, miła dla oka kolorystyka, nie zdradza nam nic o treści książki. No, może tyle, iż będzie to książka o jakimś blogu czy czegoś w tym rodzaju. Kto może się spodziewać, że książka będzie miała tak... ambitną fabułę? Chyba jedynie ten, który czytał książkę lub jej recenzję.
Widać więc, że w kolejnym przypadku sprawdza się stare porzekadło Nie oceniaj książki po okładce.

Dynamiczna i wartka akcja, dobrze wykreowani, barwni bohaterowie to zdecydowanie zalety tej książki. Mimo dość ważnego przekazu, jaki niesie z sobą ta pozycja, autorka zdołała wpleść w dialogi nutkę humoru, która zdecydowanie odmieni nasz odbiór książki, a zakończenie wprawi Czytelników w osłupienie.
Czy warto sięgnąć po tę książkę? Tak, zdecydowanie tak. Z pozoru cukierkowa okładka, kryje w sobie coś więcej niż banalną historię młodej, zakochanej dziewczyny.
Przeczytajcie a nie pożałujecie!

Książka dostępna w księgarni Gandalf
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
*****
Podsumowanie miesiąca grudnia!

Wczoraj robiłam podsumowanie dziesięciu miesięcy, dziś zrobię podsumowanie ostatniego miesiąca.
Myślę, że wyszło nieźle, bo książki szło mi dość szybko przez okres świąteczny, w którym miałam więcej czasu na czytanie. Grudzień więc, zaliczam do miesięcy udanych.

Liczba wyświetleń stron wynosi 1102
Liczba nowych obserwatorów 5
Liczba przeczytanych książek 8 (zrecenzowanych 7) : Pandemonium , Ocalone z Titanica , Gry nie tylko miłosne , Święta z kardynałem , Rok w Poziomce , Zezia i Giler , część II Dziadów i wyżej 
zrecenzowany Blogostan
Najczęściej wyświetlanym postem jest, zamieszczone wczoraj, roczne podsumowanie bloga

Blogostan zaliczam do podsumowania grudnia, bo jeszcze w grudniu skończyłam ją czytać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...