25 lis 2019

Dziewczyny atomowe - Denise Kiernan

Tytuł: Dziewczyny atomowe
Autor: Denise Kiernan
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 418
Ocena: 6/6
Tego, jak okrutna była druga wojna światowa i ilu ludzi przez nią zginęło raczej nie trzeba nikomu tłumaczyć. Do dziś żyją naoczni świadkowie ówczesnych wydarzeń i tacy, którzy stracili wtedy swoich bliskich. W tej wojnie brał udział każdy - mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci. Wojna nie oszczędziła nikogo. Niektórym odebrała życie, innym dom i rodzinę, a młodym ludziom szansę na normalne, szczęśliwe dzieciństwo i spokojny rozwój.
Mimo że z wojną kojarzą się głównie mężczyźni - żołnierze w mundurach i z bronią, to kobiety także miały w niej swój znaczący udział. I właśnie na historię o takich kobietach Was dzisiaj zapraszam. O kobietach, które pomogły wygrać wojnę. O kobietach, które pomogły w tworzeniu pierwszej bomby atomowej na świecie. Tej bomby, która unicestwiła tak wiele ludzi.

Celia, Toni, Jane, Kattie i Virginia to pięć młodych kobiet, które z pozoru nie łączy nic. Każda z nich żyje w innej części Stanów Zjednoczonych, mają rodziny, pracę i przyjaciół. Nie łączy je nic oprócz tego, że pewnego dnia dostają tajemniczą ofertę pracy. Mają jechać do miasta, które oficjalnie nie istnieje. Wsiąść do pociągu, nie rozmawiać o szczegółach - których tak naprawdę same nie znają - i nie zadawać pytań. Wiedzą tylko to, co jest im niezbędne, by dobrze wykonywać powierzone im obowiązki. Na miejscu dostaną dach nad głową, pracę i dobrą pensję. Czy potrzebują czegoś więcej? Te z pozoru niepołączone żadną więzią kobiety mają jeden wspólny mianownik - chcą, by druga wojna światowa jak najszybciej dobiegła końca. I wszystkie zamierzają w tym pomóc.

Dziewczyny atomowe to książka, do której udało mi się podejść dopiero za drugim razem. Pamiętam, że kiedy miała swoją premierę, to cała blogosfera oszalała na jej punkcie, było mnóstwo pozytywnych opinii, które zachęciły mnie, by po nią sięgnąć. I chyba to było dla mnie za wcześnie. To wszystko działo się kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze zbyt młoda moim zdaniem, by pojąć z jaką historią mam tak naprawdę do czynienia. Po pierwszych kilku rozdziałach książka zaczęła mnie nudzić, mało z niej rozumiałam, a losy tych młodych kobiet w ogóle mnie nie interesowały. Oddałam więc książkę do biblioteki zastanawiając się, czym ci wszyscy ludzie się tak zachwycają?
Jednak po upływie dłuższego czasu przypomniałam sobie o Dziewczynach atomowych i nabrałam ochoty, by znów się z nimi zmierzyć. Nosiłam się z tym zamiarem kilka miesięcy, aż w końcu z mocnym postanowieniem wypożyczenia tej książki udałam się do biblioteki. I udało się! Zaczęłam czytać i już na samym początku zrozumiałam o co kilka lat temu był taki szum. Dlaczego ludzie tak bardzo zachwycali się tą książka. Ona jest po prostu genialna i fascynująca.

Poznajemy losy pięciu kobiet, które w nieistniejącym mieście Oak Ridge rozpoczynają nowe życie. Nie wiedzą co je tam czeka ani jakie dokładnie obowiązki będą musiały wykonywać. Chcą po prostu, by wojna skończyła się jak najszybciej. Do samego końca nie zdają sobie sprawy w jak ogromnym przedsięwzięciu tak czynnie biorą udział. I to jest niesamowite. Spośród siedemdziesięciu pięciu tysięcy mieszkańców Oak Ridge, tak naprawdę zaledwie garstka osób wiedziała nad czym się tam pracuje. Było to nie lada trudne - wymagało wzmożonych kontroli i środków bezpieczeństwa na bardzo wysokim poziomie, ale udało się.
Oak Ridge, które na początku powstało tylko po to, by ludzie mieli gdzie spać, jeść i pracować, z biegiem czasu przekształciło się w "normalne" miasto z kinem, kościołem i kliniką. Nie było ono oczywiście w pełni normalne - otoczone bramą, do którego towary jedynie wjeżdżały, a nigdy z niego nie wyjeżdżały. Korespondencja mieszkańców, która bramy miasta mogła opuścić jedynie po dokładnym jej ocenzurowaniu, a także nieustanne kontrole, by nigdzie nie ruszać się bez identyfikatora. Ten opis z pewnością nie należy do miasta, które dziś określamy jako "normalne".

To między innymi dzięki tym wszystkim młodym kobietom, które przyjechały do Oak Ridge ze swoimi mężami, a także jako niezależne młode panny, udało się tak dobrze rozwinąć miasto. Zakładały kluby, drużyny sportowe i organizacje, które miały pomóc przetrwać tym wszystkim ludziom na co dzień żyjącym w ciągłej atmosferze tajemnicy.

Dziewczyny atomowe to powieść oparta na wielu latach rozmów, wywiadów i poszukiwań. Denise Kiernan spośród wszystkich tych kobiet i rozmówczyń, z którymi przeprowadzała wywiady na temat życia w tajnym mieście, musiała wybrać zaledwie kilka z nich, których losy przedstawiła nam w książce. I zrobiła to naprawdę doskonale! Nawet nie wiecie z jakich zachwytem czytałam kolejne strony tej powieści, jak bardzo interesowały mnie losy tych kobiet i jak bardzo się w nie zaangażowałam. Szczerze mówiąc, myślę, że Dziewczyny atomowe nie mogłyby być lepsze. Tak ciekawie napisane, pełne faktów, ciekawostek i danych, które pomagają nam lepiej zrozumieć funkcjonowanie tego tajemniczego ośrodka, a także tak dobrze poznać problemy i losy ludzi zaangażowanych w ten jakże ważny dla całego świata projekt. Wszystko to jest wzbogacone autentycznymi zdjęciami, które zostały umieszczone w książce. Widzimy na nich nasze główne bohaterki, zakłady, w których powstawały części do pierwszej bomby atomowej, a także życie codzienne mieszkańców Oak Ridge.

Zabierają się za czytanie tej książki bałam się, że będzie ona zbyt naukowa. Mniej fabularna, ale za to napisana językiem, którego nie będę w stanie zrozumieć i pojąć. Cieszę się, że tak bardzo się myliłam. Dziewczyny atomowe to świetna książka, która z pewnością pochłonie Was na nie jeden wieczór. Polecam ją każdemu, kto ma ochotę przybliżyć sobie powstanie bomby atomowej, którą zrzucono na Hiroszimę, a także każdemu, kto ma ochotę dowiedzieć się, jakie życie wiedli ludzie, którzy pracowali nad jej powstaniem.

20 lis 2019

Kto porwał Daisy Mason? - Cara Hunter

Tytuł: Kto porwał Daisy Mason?
Autor: Cara Hunter
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 396
Ocena: 6/6
Miłość rodzicielska to podobno jedno z najsilniejszych uczuć . O wiele silniejsze niż na przykład uczucie jakie występuje pomiędzy małżonkami. Większość ludzi darzy swoje dzieci miłością bezwarunkową i nieograniczoną, są w stanie oddać za nie życie i poświęcić zdrowie. Nie widzą poza nimi świata.
Ale zdarzają się również przypadki, że, kiedyś wymarzone i wyśnione dziecko, z czasem w oczach rodzice wyrasta na zagrożenie. Bezwarunkową miłość zastępuje zazdrość, a chęć poświęcenia się rodzicielstwu ustępuje miejsca nienawiści.

Daisy znika z domu podczas przyjęcia które zorganizowali jej rodzice. W poszukiwania ośmioletniej dziewczynki włącza się cała okolica, a media huczą od coraz to nowych wiadomości na temat jej zaginięcia. Goście niczego nie widzieli, nie ma żadnych świadków. Statystyki są okrutne - porywaczami najczęściej okazuje się ktoś bliski ofierze. Jak jest w tym przypadku? Za porwaniem stoi matka, ojciec czy może starszy o kilka lat brat?

Okładka głosi, że jest to najlepiej sprzedający się debiut w gatunku thrillera psychologicznego na Wyspach Brytyjskich w 2018 r. i muszę przyznać, że wcale się temu nie dziwię. Jedyną wadą tej książki jest to, że jest zdecydowanie za krótka. Ale zacznijmy od początku.

Trzeba przyznać, że mimo dość oklepanego motywu z porywaniem dzieci, autorce udało się mnie zaciekawić i zainteresować. Cara Hunter zbudowała wiele ciekawych wątków wokół porwania Daisy, w związku z czym oprócz dobrze rozbudowanego głównego motywu, mamy równie dobrze ujęte wątki poboczne, które ubarwiają nam całą historię i sprawiają, że nie możemy oderwać się od lektury. Na pochwalę zasługuje również styl, język i budowa całej treści tak, że do ostatniej chwili autorce udało utrzymać się czytelników w napięciu. Spotkamy się w tej książce z wieloma zwrotami akcji, a także z wieloma prawdopodobnymi winnymi, którzy zmieniali się mniej więcej w co drugim rozdziale. I to jest oczywiście zaleta, ponieważ w żadnym momencie czytania nie mogłam sobie pozwolić na poczucie stuprocentowej pewności co do tego kto jest winny. I za to ode mnie ogromny plus!

Podobał mi się również wątek mediów społecznościowych, który przewija się dość często. Mam na myśli Tweety i wpisy w portalach społecznościowych, którymi ubarwiona i uwierzytelniona została cała historia. Porusza to również ważny wątek jakim jest opinia publiczna, jeśli chodzi o tego typu sprawy. Pokazuje jaką siłę ma Internet oraz jak łatwo ludzie poddają ocenie innych, nieznajomych sobie. Moim zdaniem ta historia, a szczególnie jej zakończenie, jest pewnego rodzaju ostrzeżeniem przed wyciąganiem pochopnych wniosków i pokazuje do czego takie zachowanie może doprowadzić.

Kto porwał Daisy Mason? to książka, która zdecydowanie zasługuje na swój sukces. Największe jej zalety jako thrillera psychologicznego to przede wszystkim to, że trzyma nas w napięciu do ostatniej strony, a co kilka stron poznajemy nowe fakty i wątki, które coraz to bardziej wciągają nas w historię porwanej ośmiolatki. Zakończenia oczywiście wam nie zdradzę, mimo że zaskoczyło mnie totalnie. Mogę was jedynie zapewnić, że nikt nie ma prawa się go spodziewać.

13 lis 2019

Anioł na śniegu - Joanna Szarańska

Tytuł: Anioł na śniegu
Autor: Joanna Szarańska
Wydawnictwo: Czwarta strona
Ilość stron: 319
Ocena: 5/6
Dla każdego czas Bożego Narodzenia wygląda zupełnie inaczej. Dla jednych to dziki maraton zakupów, sprzątania i gotowania, bo przecież wszystko musi być idealne. Dla innych to czas radości, kilka dni, które poświęcamy na rodzinne spotkania i chwilę odpoczynku. A dla niektórych Boże Narodzenie to czas samotności i smutku z powodu utraconej kiedyś szansy.

Zuzanna, Marzena, Monika i Anna to cztery przyjaciółki mieszkające na tym samym osiedlu. Poznajemy je w momencie, kiedy planują listę prezentów świątecznych dla sąsiadów. Podobnie jak w ubiegłym roku, mieszkańcy osiedla planują zebrać się pod jodełką, która rośnie na podwórku, wymienić się upominkami, a także wspólnie pośpiewać kolędy. Boże Narodzenie jest przecież czasem, kiedy wszyscy powinni się jednoczyć i darzyć miłością - taka jest świąteczna wizja czterech głównych bohaterek. Ale nim dojdzie do wigilijnego spotkania, każda z nich musi zmierzyć się z własnymi problemami i demonami, które u jednej pojawiają się w postaci nadgorliwej i przebiegłej teściowej, a u drugiej w postaci męża wracającego z emigracji, który przypomniał sobie nagle, że ma w Polsce żonę. Ten niecodzienny miks, to ciepła i, w brew pozorom bardzo pogodna, książką o tym co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze.

Na początku muszę przyznać się Wam do pewnego błędu, który popełniłam wybierając tę książkę wśród bibliotecznych półek. Zauroczona okładką i bożonarodzeniowym klimatem, który może zaoferować mi ta książka, nie zwróciłam uwagi, że jest to kontynuacja Czterech płatków śniegu, o czym dowiedziałam się właśnie w tej chwili, pisząc tę recenzję. Ale od razu spieszę z dobrą nowiną - fakt, że nie zorientowałam się wcześniej świadczy jedynie o tym, że Anioła na śniegu można czytać niezależnie, a pominięcie pierwszej części wcale nam nie przeszkadza.

Anioł na śniegu, to kolejna historia wielowątkowa, po którą zdarza mi się sięgnąć w ostatnim czasie i powiem Wam, że tego typu książki przypadły mi do gustu. Nie ma w nich nudy, bo fakt, że poznajemy losy kilku bohaterów - bohaterek w tym wypadku - pozytywnie wpływa na wartkość akcji i różnorodność. Jednak mimo zestawienia ze sobą losów kilku postaci, co mogłoby skutkować tym, że są one opisane z niezbyt wystarczającą ilością szczegółów, które nie pozwoliłyby nam się dostatecznie zagłębić w fabułę, wszystkie bohaterki przedstawione są nam dość dobrze. Oczywiście mogłabym być z nimi bardziej zżyta, gdybym wcześniej zorientowała się, że zaczynam czytać serię od drugiego tomu, jednak tak jak wspomniałam wcześniej, nie jest to zbyt duży problem.

Zuzanna, Anna, Marzena i Monika są postaciami barwnymi i od pierwszych stron wzbudziły moją sympatię. Z uśmiechem na twarzy śledziłam ich życie opisane na stronach książki i łatwo było mi się z nimi utożsamić, co jest dla mnie bardzo dużą zaletą. Zestawienie ze sobą losów tych czterech przyjaciółek jest bardzo dobrym zabiegiem zastosowanym przez autorkę, tym bardziej, że mimo podziału książki na ich cztery historie, to wszystkie cztery kobiety i tak łączy ten sam cel i wątek główny.

Anioł na śniegu jest książką idealną na grudniowy wieczór, ale biorąc pod uwagę, że jest listopad, to jesienią też spisuje się całkiem nieźle. Pozwala nam zanurzyć się w świątecznym klimacie, a przez to, że jest napisana tak lekkim piórem, jesteśmy w stanie przeczytać ją naprawdę bardzo szybko.
Ciepła i wzruszająca opowieść, która z pewnością umili nam wieczór, wywoła u nas radość, a może i odrobinę wzruszenia. Polecam każdemu, kto szuka czegoś lekkiego i przyjemnego.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...