Tytuł: Instytut Autor: Stephen King Wydawnictwo: Albatros Ilość stron: 672 Ocena: 5/6 |
Co jesteśmy w stanie poświęcić, by uratować świat przed
zagładą? Otóż okazuje się, że jesteśmy w stanie poświęcić bardzo dużo – zdrowie
i życie dzieci.
Eksperymenty na dzieciach przeprowadzano już w czasach
drugiej wojny światowej i choć współcześnie nie mówi się o tym wiele, to można
raczej założyć, że tego typu praktyki nadal mają miejsce. W nawiązaniu do tego
typu działań powstał między innymi serial Stranger
Things, którego jedną z głównych bohaterek jest dziewczynka posiadająca
zdolności parapsychiczne, takie jak na
przykład telekineza. Czuć z resztą w Instytucie
inspirację tym serialem i wydarzeniami, które mają w nim miejsce.
Instytut w stanie Maine to miejsce, do którego sprowadzane
są dzieci z umiejętnościami TK i/lub TP – telekinezą i/lub telepatią. Z pozoru
jest to przyjazne miejsce, w którym każde dziecko mieszka w pokoju odwzorowanym
na podstawie tego, który ma w domu. Jednak pozory, jak w wielu przypadkach, mogą
mylić. Na biurku w pokoju stoi laptop, ale z blokadami internetowymi. Na korytarzach
stoją automaty z napojami i słodyczami, ale oprócz tego można w nich kupić
papierosy i alkohol. Dzieci zamiast oddawać się grom i zabawom, muszą brać
udział w, często dość brutalnych, eksperymentach, które są na nich
przeprowadzane. Wszystko po to, byśmy mogli ocalić świat.
W Instytucie
poznajemy innego Kinga niż ten, z którym mieliśmy do czynienia do tej pory. Z
resztą myślę, że przy okazji wydawania nowych powieści, styl Stephena Kinga się
zmienia – z każdą kolejną książką jest to coraz bardziej widoczne. Zaczęłam
zauważać to już przy Outsiderze, w
którym autor powoli rezygnował już z długich opisów, które powoli wprowadzały
nas w akcję. Zamiast tego praktycznie od razu zostajemy wprowadzeni w główny
wątek i zanim się obejrzymy, już jesteśmy w samym środku akcji. Czy to mi się
podoba? Muszę przyznać, że robi mi to
różnicę, ale trudno jest mi jasno określić czy „nowy” King jest lepszy czy
gorszy. Jest po prostu inny. Czasem przy lekturze Instytutu czy wspomnianego wyżej Outsidera towarzyszyło mi uczucie, które -gdyby ktoś w tamtej
chwili zapytał czyją książkę czytam – nie pozwoliłoby mi jasno odpowiedzieć, że
jest to kolejne wielkie dzieło Stephena Kinga. Ale o tym czy to źle, czy dobrze
musicie zadecydować sami.
Bez wątpienia jednak mamy tu do czynienia z dobrą książką. Z
ciekawym pomysłem i niezwykłym talentem, który nie pozwala nam się pogubić mimo
wielu informacji. Rozwój akcji był jednak dla mnie nieco zbyt przewidywalny.
Mimo że śledzenie losów bohaterów sprawiało mi wiele przyjemności, to od
pewnego momentu wiedziałam jak ich historie się rozwiną. I to jest dla mnie
jeden z minusów tej książki. Bo choć po Kingu nie spodziewam się jakichś
dynamicznych zwrotów akcji, tak ta fabuła była dla mnie odrobinę zbyt
przewidywalna.
Myślę, że szczerze mogę Instytut
polecić, ale jednocześnie ostrzec, że Stephen King chyba nieco obniżył loty
ostatnimi czasu. Książka jest dobra, ciekawa i przemyślana, ale to nie jest to „coś”
czym King mnie zauroczył i przez co stałam się jego fanką. Czy Mistrz Horroru w
nowej wersji wam odpowiada czy nie – o tym musicie już zadecydować sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz