Tytuł: Szczęśliwy dom złamanych serc Autor: Rowan Coleman Wydawnictwo: Zwierciadło Ilość stron: 371 Ocena: 3.5 |
Ellen jest matką, a od niedawna już wdową. Po śmierci męża kobieta ani razu nie wyszła z domu. Jej codzienną rutyną jest jedzenie, spanie, wyprawienie syna do szkoły i redagowanie erotycznych powieści - praca, którą bez problemu może wykonywać w domu. Problemy zaczynają się, kiedy okazuje się, że na koncie Ellen nie ma już żadnych pieniędzy. Grozi jej utrata domu. Siostra kobiety wpada na pomysł, żeby wynająć pokoje, z których nikt nie korzysta. Ale czy Ellen otworzy drzwi obcym ludziom? Cóż, nie będzie miała wyboru. Przyparta do muru, wita w swoim życiu kolejnych sublokatorów. Trzy nowe, totalnie różne, charaktery. Mieszanka wybuchowa? Wręcz przeciwnie, trio ratujące życie.
Książka, która miała być powieścią do śmiechu i do łez nie spełniła żadnego z tych dwóch warunków, przynajmniej w moim mniemaniu. Tak naprawdę Szczęśliwy dom złamanych serc jest zwykłą obyczajówką. Ani wybitnie dobrą, ani jakąś zaniżająca poziom. Jest taka... zwyczajna, przeciętna. I to jest największa wada tej pozycji. Historia, mimo iż z dość dużym potencjałem, była dla mnie po prostu zwykłą historią, przy której, owszem, spędziłam miło czas, ale zapomnę o niej tak szybko, jak szybko ją przeczytałam.
Jest niby różnorodność charakterów, bo każdy bohater, występujący w tej powieści, jest inny, ale są oni dość płascy. Dla mnie te postacie były po prostu imionami, dzięki którym nie gubiłam się w fabule. Nie, żeby można było się w tej fabule zagubić, co to, to nie, ale pewnie wiecie o co mi chodzi. Mało barwna jest, jak już wspomniałam wyżej, fabuła. Ot, momentami głupia - nie mylić z zabawna - historia, która nie wybija się niczym ponad przeciętną książek obyczajowych. A szkoda, bo można było ten pomysł przedstawić lepiej. Przynajmniej mnie się tak wydaje, żeby nie było, że jestem taka pewna siebie i chwalę się, że JA ZROBIŁABYM TO LEPIEJ NIŻ AUTORKA.
Szczęśliwy dom złamanych serc nie okazał się niczym specjalnym. Na pewno niczym pozytywnie mnie nie zaskoczył. Mogę nawet powiedzieć, że się trochę zawiodłam, bo liczyłam na coś lepszego. Styl, jakim posługuje się autorka jest lekki, dzięki czemu tak szybko udało mi się tę lekturę przeczytać. Co można zaliczyć jako plus, bo chyba dłużej bym takiego lania wody nie zniosła. Niby przyjemna książka, ale nie powala na kolana. Jeśli więc macie lepsze pozycje na stanie, zabierzcie się za nie, a na tę nie marnujcie czasu.
Wygląda zwyczajnie i jak widać w środku też taka jest. Ale tytuł mi się bardzo podoba. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ten tytuł mnie skusił, ale będę wiedziała na przyszłość, żeby więcej się nim nie sugerować. ;)
UsuńCzyli nie ma sensu się nad nią skupiać. Ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No nie ma. Dziękuję bardzo. ;)
UsuńRównież pozdrawiam. :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń