Tytuł: Kto się boi pana Wolfe'a? Autor: Hazel Osmond Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Ilość stron: 439 Ocena: 4.5/6 |
Ellie pracuje w agencji reklamowej na stanowisku, które nie jest szczytem jej zawodowych marzeń. Dlatego też, kiedy pojawia się okazja do wybicia się, kobieta nie ma zamiaru wypuścić jej z rąk. Tym bardziej, iż prezentacji swojego projektu ma dokonać przed pociągającym szefem, na widok którego kobiety niemalże mdleją. Reklama Ellie i jej partnerki odnosi sukces, jednak nie wszystko układa się tak, jak powinno. Czy pan Wolfe, uznawany za kobieciarza, którym poniekąd jest, ma jakieś niecne zamiary względem swojej pracownicy? Czy załamana kobieta ulegnie pracodawcy, czy może wręcz przeciwnie - pracodawca ulegnie jej?
Kiedy rozpoczęłam lekturę tej książki, miałam wrażenie, że pierwsze strony pisała jakaś nadpobudliwa wiewiórka, która dorwała się do dzbanka pełnego mocnej - zbyt mocnej - kawy. Po prostu pomieszanie z poplątaniem, w którym nie potrafiłam się odnaleźć. Na szczęście z upływem stron, wszystko zaczęło się klarować, a ja mogłam oddać się przyjemności czytania.
Jeśli chodzi o fabułę, to można się domyślić, że nie jest ona głęboka niczym jezioro Bajkał, ale nie jest też przydrożną kałużą, w której nawet się mrówka nie wykąpie. Nie, to jest raczej coś po środku. Nie jest to totalnie odmóżdżające romansidło, po którego przeczytaniu będziemy wątpić w to, czy 2+2 daje nam cztery, ale przyjemna książka, w której autorka porywa się nawet na głębsze przemyślenia. I z tego faktu jestem bardzo zadowolona, bo sięgając po tę pozycję obawiałam się, iż po jej lekturze moje IQ spadnie poniżej zera, ale, o dziwo, tak się nie stało. Jestem pod wrażeniem.
Pomijając fakt, iż główna bohaterka zachowywała się momentami jak nastolatka cierpiąca na PMS, a bohater jak seksistowski macho, to muszę przyznać, że dali się oni lubić. Zarówno razem, jak i osobno. W pewnym momencie zdążyłam się nawet do nich przywiązać, ale akurat książka musiała się skończyć... Cóż, taki mój los.
Podsumowując całość, powiem szczerze, że ta książka mnie zaskoczyła. Pozytywnie, oczywiście. Spodziewałam się dennej historii, a otrzymałam coś lepszego. Kto się boi pana Wolfe'a? nie można oczywiście porównywać do Wichrowych Wzgórz, ale małymi kroczkami. Pozycja pisana przyjemnym i lekkim językiem, co zdecydowanie wpływa na komfort czytania. Pochłonęłam tę książkę w jeden dzień, bo naprawdę mi się spodobała. Polecam Wam więc, jeśli nie macie sił na ambitne lektury.
Czytałam tę książkę już jakiś czas temu i pamiętam, że doskonale się bawiłam. Masz rację, to nie jest historia zbyt wysokich lotów, ale też nie ma takich banałów, co zmuszałyby czytelnika do ciągłego przewracania oczami. Nie mówię, że w ogóle ich nie ma... ale ich ilość można przeżyć. Porządnie się na tej książce uśmiałam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna książka, podczas czytania której i mnie zdarzyło się kilka razy roześmiać na głos. Nie jest zbyt banalna, a to dobrze. :) Również pozdrawiam :)
UsuńTematyka raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Nie wszyscy musimy lubić to samo. :)
Usuń