Tytuł: Rodzina Casteel Autor: Virginia C. Andrews Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Ilość stron: 541 Ocena: 6/6 |
Rodzina Casteel tworzy najniższą warstwę społeczną Winnerow. Wszyscy oni mieszkają w górach, w jednej chałupie, której stan przeraziłby każdego. Luke i Sara Casteel mają piątkę dzieci, których przerasta opieka nad nimi, dlatego od najmłodszych lat są oni zdani na siebie lub na starsze rodzeństwo. Są jeszcze dziadkowie, jednak na tyle starzy i niedołężni, że praktycznie nic w domu nie robią. Dwójka najstarszych dzieci - Heaven Leigh i Tom - pragną od życia czegoś więcej, aniżeli nędzny byt w rozpadającej się górskiej chałupie. Przychodzi dzień, kiedy życie całej piątki ma ulec całkowitej przemianie. To, co początkowo wydaje się okrutną karą, po czasie staje się wybawieniem. Ale czy dla każdego?
Virginia C. Andrews zaskoczyła mnie tym, jak brutalnie i realnie kreuje rzeczywistość przedstawioną w swoich książkach. Dotknęło mnie to już dość dosadnie podczas lektury Kwiatów na poddaszu, a teraz, dobiło mnie to zupełnie. Pragnę w tym miejscu zastrzec, iż nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach. Pełna okrucieństwa, które przecież tak często spotykamy w codziennym życiu, może nie być przyjemnym doświadczeniem dla co wrażliwszych Czytelników. Ale zarazem jest to tak prawdziwa historia, że aż zapiera dech w piersiach. Wcale nietrudno wyobrazić sobie warunki, w jakich chowają się dzieci Casteelów i to, co spotyka ich potem - już w "lepszym" życiu.
Trudno jest ocenić tę książkę obiektywnie, kiedy porusza tak trudne tematy i trafia w samo serce Czytelnika. Trudno nie zaciskać zębów, kiedy czytamy o krzywdzie, która dzieje się bohaterom tej książki. Trudno nie płakać z nimi w trudnych chwilach. Trudno nie cieszyć się, kiedy i oni doświadczają, choćby najmniejszej, radości. Bo zaczynając czytać tę książkę musimy brać pod uwagę fakt, że bierzemy za te dzieci odpowiedzialność. Że razem z nimi musimy przetrwać mroźną zimę i głód. Musimy wziąć pod uwagę fakt, iż nie uwolnimy się od tej historii do samego jej końca. A nawet potem nie pozwoli nam ona o sobie zapomnieć.
Nawet nie wiem, co zawrzeć w tym podsumowaniu, bo dzień po lekturze nadal mem mętlik w głowie. Powiem po prostu, że ten, kto ma ochotę na kawałek dobrej książki o niełatwej tematyce - co latem może niektórym nie odpowiadać - niech koniecznie przeczyta tę książkę. To pierwszy tom serii, ale ja wiem, że nie spocznę, dopóki nie sięgnę po kolejny i kolejny. Życzę Wam, żeby Wasze odczucia po tej lekturze były takie same.
Po kościach czuję, że lektura nie dla mnie. Ale fajna recenzja ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCzytałam już 'Kwiaty na poddaszu' może ta ksiażka nie była genialna, ale dostatecznie dobra aby zachecić mnie na poznawanie kolejnych części. Wiec ta ksiazka przede mną :)
OdpowiedzUsuńGenialna może nie, może to za duże słowo, ale tak dobra, że podniosła poprzeczkę innym książkom tej autorki. :)
UsuńCzy tu jest więcej okrucieństwa niż w serii o Dolangangerach?
OdpowiedzUsuńJak to możliwe? Tam byłam zszokowana treścią, zwłaszcza trzema początkowymi tomami, a wszytko było opisane tak obrazowo, że sama odczuwałam ból, strach i nienawiść.
Strasznie jestem ciekawa tej serii.
Może nie jest tego więcej, ale jest to równie okrutne, co we wspomnianej przez Ciebie serii, bo tej chyba nic pod tym względem nie przeboje. Ale po "Rodzinę Casteel" jak najbardziej polecam Ci sięgnąć :)
Usuń